Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety | Prowincja Warszawska
Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety | Prowincja Warszawska
Screen-Shot-2016-12-18-at-11.38.00-PM.jpg

Młodzież Elżbietańska

Uznając głód Chrystusa

Spotkania

Spotkania Modlitewne ME odbywają się w każdą drugą niedzielę miesiąca o godz. 15.00 w domu Sióstr Elżbietanek przy ul.Rycerskiej 2 w Warszawie. Są to spotkania biblijne. Słowo Boże, które rozważamy posyła nas do bliźnich…

Dlatego ME żywo angażuje się w wolontariat i pracę charytatywną w swoich Parafiach. Dotychczas odwiedzaliśmy szpitale i hospicja, w których przebywają ludzie często pozbawieni nadziei…

Chcieliśmy tam zanieść Dobrą Nowinę i odrobinę radości; a przy okazji to my przeżyliśmy prawdziwe rekolekcje.


Dlaczego wspólnota?

Każdy człowiek potrzebuje oparcia. Wszyscy dążymy do budowania więzi między sobą i dobrze czujemy się w towarzystwie ludzi, którzy myślą i czują podobnie… dzielimy się z nimi przemyśleniami, chętnie tworzymy coś wspólnie… dlatego powstała nasza wspólnota.

Jeśli myślisz podobnie, jeśli w twoim sercu poruszyła się właśnie struna miłosierdzia… przyjdź i zostań jednym z nas…


Przesłanie ewangeliczne „me”

(Łk 10,25-37) Samarytanin podróżował, ale z całą pewnością celem jego podróży nie była świątynia w Jerozolimie. To nie była jego świątynia. Wędrując drogą zboczył z niej, by podejść do ubogiego, porzuconego przez wszystkich. I tak, nawet tego nie zauważając, zbliżywszy się do człowieka, zbliżył się do Boga. Odnalazł Boga niewidzialnego, który stał się widzialny; był tam, na wyciągnięcie dłoni, w osobie nieznajomego, zranionego, ofiary. Samarytanin ujrzał Boga, patrząc na ubogiego i współczując mu.

Kapłan i lewita przemierzali natomiast religijny szlak, nie zważając na nic, łudząc się, że obecność Boga ogranicza się tylko do obszaru świątyni. Nie rozumieli, że istnieje droga, która bezpośrednio prowadzi do Boga. Do Boga przychodzi się jedynie tą drogą, która zbacza w kierunku bliźniego. Aby przyjść do Boga, trzeba zatrzymać się przy człowieku (nieważne kim jest), który domaga się uwagi, przez wzgląd na szacunek i miłość, która mu się należy. Najcenniejszym darem jest ten, który daje nam Chrystus, że możemy „stać się jego bliźnimi” w Jego niezliczonych uosobieniach człowieka ubogiego. (A. Pronzato „Śladami Samarytanina”)

 
 

„Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia Miłosierdzia, której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr. Winniśmy zatem postępować tak, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się jak u siebie w domu.”
— (NMI 50)

 
 

Młodzież Elżbietańska nosi w sercu takie właśnie pragnienie…Nie chcemy innym dawać jałmużny, lecz serce, miłość, swoją radość i entuzjazm. Doświadczamy jednocześnie, że dzieląc się z bliźnimi, pomnażamy dary, jakimi obdarzył nas Pan Bóg. Ten sposób służenia czyni posługującego pokornym. Nie wynosi się on nad drugiego, jakkolwiek nędzna byłaby jego sytuacja w tym momencie. Kto pomaga, dostrzega, że właśnie i jemu udzielana jest pomoc; nie jest jego zasługą, ani tytułem do chluby fakt, że może pomagać. To zadanie jest łaską!

My służymy na tyle, na ile możemy….robimy to wszystko w oparciu o siłę, jaką dysponujemy. To zadanie dobrego sługi Jezusa Chrystusa, które zawsze jest źródłem dynamizmu: „Miłość Chrystusa przynagla nas” (Deus Caritas est)


Świadectwo

Ile razy idąc ulicą widzę leżącego człowieka, nie potrafię przejść obok obojętnie… Pamiętam bardzo dobrze pewne wydarzenie sprzed dwóch lat. Był grudzień, tuż przed Świętami. Wszyscy już kupowali i ubierali choinki… gotowali pyszne potrawy…sprzątali podwórka i domy… Taki mroźny grudniowy dzień. Ostatni czas, aby jeszcze zdążyć „uszczęśliwić innych”, którzy czekali na dary i paczki.

Umówiliśmy się z Karolem późnym wieczorem. Mieliśmy wspólnie rozwieźć żywność najuboższym rodzinom naszej parafii. Zmrok bowiem przełamuje skrępowanie obdarowywanych, którzy często nie potrafili nam spojrzeć w oczy… Załadowaliśmy pełen samochód darów i wyryszyliśmy w drogę. Rozwożenie paczek zajęło nam bardzo dużo czasu, tak zastała nas godzina 23.00

Już kierowaliśmy się w stronę domu, kiedy nagle na zaśnieżonej drodze znaleźliśmy leżący rower. Zatrzymaliśmy się z pewnym lękiem, aby odnaleźć właściciela. Dokoła las, ani żywej duszy…ciemno…zimno i do domu daleko… Nikt się nie ruszał w gęstwinie lasu… Nikt nie wydawał odgłosów życia…

Kiedy odchodziliśmy zrezygnowani, weszłam niechcący na czyjąś rękę. Okazało się, że pod moimi nogami leży zziębnięty, wymrożony człowiek…Temperatura dochodziła do -30 stopni. Mężczyzna ten wcale nie reagował na nasz głos i próby nawiązania dialogu. Z wielkim trudem wzięliśmy go do samochodu. Tam doszedł do siebie, ale nie umiał powiedzieć nam, gdzie mieszka i jak się nazywa…Gdy straciliśmy nadzieję, że coś sobie przypomni, wypowiedział nazwę pobliskiej wioski.

Pojechaliśmy tam w nieznane, domyślając się, że tam ktoś na niego czeka. Dojeżdżając do podanej miejscowości, myśleliśmy co dalej? Odpowiedź okazała się być bardzo prosta. Tylko w jednym domu świeciło się światło. Nikt nie poszedł spać, bo tato nie wrócił jeszcze z pracy. Podjechaliśmy do gospodarstwa – tam wybiegły boso na śnieg dzieci i zapłakana matka. Szybciej od nas znalazły się w samochodzie na kolanach prawie nieprzytomnego ojca. Matka szła wolniej, trochę zakłopotana tą sytuacją. Wspólnie wyciągnęliśmy mężczyznę z samochodu i zaprowadziliśmy do domu. Opowiedzieliśmy gdzie i jak go znaleźliśmy…

Gdyby nie ten rower mógł zamarznąć? Gdyby nie rower przeszlibyśmy obok niego obojętnie! Tak zaczęły się dla nas Święta Bożego Narodzenia. Jezus przyszedł do naszego serca bardzo ubogi… A dzieciom sprawił tyle radości… Przychodzę na spotkania Młodzieży Elżbietańskiej, by nie przegapić Jezusa w drugim człowieku w mojej codzienności.

— s. Katarzyna